______________
On:
Jaredo Leto z uśmiechem na
ustach przemierzał długi korytarz, prowadzący na scenę. Ostatni
koncert,a zarazem żegnający trasę koncertową po całej
Europie,właśnie się rozpoczynał. Już za kulisami było słychać
fanów,skandujących imiona członków zespołu,nucących refreny
piosenek z ich ostatniej płyty lub po prostu wykrzykujących różne
wyznania. Młody Leto westchnął zadowolony na same krzyki fanów i
zerknął na swojego starszego brata,który właśnie dopijał do
końca butelkę wody.
-I co,gotowy na ostatni taki
wieczór ?-zapytał,podchodząc do niego i w geście
rozbawienia,szturchnął go w bok.
Shannon uśmiechnął się
lekko,kiwając przy tym głową.
-Oczywiście. Eh,szkoda tylko,że
to już ostatni nasz występ. Potem przeprowadzka do Londynu,a po tym
całym bałaganie ze zmianą miejsca zamieszkania,nagrywanie
płyty,drobne koncerty i w cholerę wywiadów. Naprawdę,najbliższy
rok zapowiada się cholernie ciężki.-stwierdził pewnie,odstawiając
pustą butelkę po wodzie na bok,a drugą dłoń mocno zacisnął na
pałeczkach od perkusji.
-Damy radę. Pamiętasz trasę
koncertową sprzed dwóch lat ? Cała Europa,włącznie z USA. Przez
10 miesięcy byliśmy poza domem i jakoś wytrwaliśmy. W końcu dla
braci Leto nic nie jest specjalnie trudne.-Jared obdarzył uśmiechem
starszego brata,jednak zaraz przeniósł spojrzenie na śliczną
blondynkę,która nieświadoma tego,jakim wzrokiem patrzy na nią
młodszy Leto,poprawiała ostatnie detale sceny,która była jeszcze
ukryta za niewielką kurtyną.
-Serio,nawet zwykłej
dziewczynie,pomagającej przy organizacji koncertu nie odpuścisz
?-Shannon uniósł brew w geście zdziwienia i popatrzył na niego z
niedowierzaniem wymalowanym w oczach.
-Przykro mi,ale nie. Cóż,ta
ślicznotka znalazła się w złym miejscu,o złym czasie.-odparł
rozbawiony i ruszył w stronę dziewczyny,aby tylko po koncercie móc
zabrać ją do swojego hotelowego pokoju,w którym na pewno nie
będzie grzecznie...
Ona:
-Jeszcze raz Pani dziękuję,Pani
Johnnson. Naprawdę,gdyby nie Pani,już raczej mogłabym się
pożegnać z prawami do dziecka-stwierdziła młoda kobieta,mocno
zaciskając palce na dłoni Alrie.
Brunetka uśmiechnęła się
lekko i skinęła głową,odwzajemniając uścisk dłoni swojej
klientki. Kolejna rozprawa,która zakończyła się w pełni
zasłużonym sukcesem. No tak,w końcu nie po to od ponad 4 lat
walczyła o reputację najostrzejszej i najbardziej pewnej siebie
prawniczki,która nawet nie bała się brać spraw,które z góry
były pisane na niepowodzenie. Cóż,Alrie może i była
realistką,ale jednak dawała czasami ponieść się sidłom
nadziei,dającej jej myśli pozytywne,dotyczące większości
rzeczy,którymi się zajmowała.
-Nie ma za co,Pani Brown. To
była czysta przyjemność pomóc w odzyskaniu córeczki. A
właśnie,gdzie mała teraz jest ?-zapytała,rozglądając się po
korytarzu pełnego ludzi,jakby odnalezienie dziecka wzrokiem,stało
się czymś najważniejszym.
-Moja mama się nią
zajęła,kiedy tylko złożyła zeznania. A co do Pani,to rodzina
naprawdę musi być z Pani dumna,że chcę Pani pomagać tak zwykłym
ludziom jak ja. Przecież,nie musiała Pani nawet tego
robić.-wyszeptała,hamując łzy.
Alrie uśmiechnęła się i
sprawnie wygrzebała z torebki paczkę chusteczek,podając jedną
kobiecie.
-No już wystarczy tych
komplementów. Proszę się iść cieszyć dzieckiem i tym co udało
się odzyskać. No i życzę szczęścia,na pewno się
przyda.-odparła pewnie,spoglądając na nią.
-Dziękuję i nawzajem. Do
widzenia.-kobieta uśmiechnęła się i pospiesznie oddaliła się w
stronę wyjścia z budynku.
Alrie odetchnęła cicho i
rozejrzała się dookoła. Na dzisiaj miała już spokój od
jakichkolwiek rozpraw,a nawet nie musiała wracać do swojej
kancelarii i siedzieć do późna nad papierami,które i tak po
dłuższym czasie nie miałyby sensu.
-Alrie ! Tutaj jesteś,nareszcie
!-głośny głos ciemnowłosej dziewczyny niósł się po całym
korytarzu,przez co wielu ludzi zerkało na ową nieznajomą z szokiem
wymalowanym na twarzy.
-Destiny,ciszej ! Nie jesteś
tuta sama.-mruknęła z kamienną twarzą Alrie,jednak i tak po
chwili wybuchnęła śmiechem i mocno uściskała przyjaciółkę.-No
a więc,co się stało,że tak gorączkowo mnie poszukiwałaś
?-zapytała po chwili,poprawiając togę,którą miała przewieszoną
na ramieniu.
-Zgadnij ! Albo nie,powiem Ci !
Dostałam pracę w tym mega eleganckim teatrze !-wykrzyczała
Destiny,prawie że podskakując do góry.
-Naprawdę ?
Świetnie,wiedziałam,że Ci się uda. Chodź idziemy to uczcić mega
wielkim ciastkiem i kawą.-powiedziała Alrie i pociągnęła
przyjaciółkę w stronę wyjścia z sądu.
-Tak jest,Pani
Jonnson.-roześmiały się obie,zbiegając po marmurowych schodach...
Świetne opowiadanie ;) Gratuluję pomysłu ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie ;*